Staś
Jak wiele bym dał
Żeby Staś kolo mnie stał
By Jego uśmiechnięta twarz
Popatrzyła na mnie jeszcze raz
Tyle uczynił dobrego
Dla rodziny i bliźniego
A Bóg w nie zrozumiały sposób
Zabrał go do niebiosów
Pozostawił wszystkie sprawy
Nie napije się już kawy
Nie podpisze już niczego
Powiedz Boże i dlaczego
Nigdy wnusia nie zawoła
Ze na niego czeka szkoła
A po szkole razem może
Pojeżdżą na traktorze
Sześcioro synów wychował
Ani jeden nie zmanierował
Szkoły wszyscy ukończyli
W życiu się usamodzielnili
Synów jednakowo kochał
O ich zdrowie bardzo dbał
Tyrał jak wół dzień i noc
Miał siły i wewnętrzną moc
Chociaż ludzie go oczerniali
Pewnie nawet go nie znali
Przyszywali mu wciąż łatki
A on miał zawsze czyste sprawki
Bardzo ciężko chorował
Ale zawsze pracował
Zawsze uśmiechnięty był
Szkoda ze tak krotko żył
W sercu i pamięci mej
Będzie kolegą ok
Nie zapomnę nigdy jego
Bo był najlepszym kolegą
W jednej ręce trzymam twoją poezję, a drugą myślę o Tobie
Zachwytu doznałem już 3 razy
Pozdrawiam, Mariusz 60l.
Niech ten zachwyt ci towarzyszy co dia